BLOG

Dlaczego Sycylia? Przez przypadek. To nie tak, że od zawsze Sycylia grała mi w sercu, ale teraz wiem, że była mi przeznaczona. Pchnęła moje życie do przodu wtedy gdy wiele lat stało w miejscu.

O czym jest sycyliada.pl? Najpierw o czym nie jest.

Nie jest to dziennik podróży, choć mogłabym taki prowadzić, gdzie moglibyście po raz setny w sieci przeczytać o przemieszczeniu się z punktu A do B, z kolejnym generalnym opisem miast i miasteczek mijanych po drodze okraszonym subiektywną oceną. Nie jest to też poradnik na temat gdzie, kiedy, jak i za ile pojechać. Są ludzie bardziej kompetentni w tym względzie. Nie będzie o plażach, czy wziąć parasol i psa, ani gdzie zjeść tanio i smacznie. Nie będzie to też typowy przewodnik czyli zarysowanie wszystkich atrakcji danego miejsca, plus garść praktycznych informacji.

Pomysł na prowadzenie tego bloga wynikł właściwie z tego, że wiedza prezentowana w przewodnikach papierowych mnie osobiście nigdy nie zadowalała. Mam czasem wrażenie, że redagują je ludzie, którzy nigdy nie odwiedzili miejsc, o których piszą, korzystają z kiepskich źródeł i w rezultacie pozostaje niedosyt. Rozumiem, że nie da się obszernie pisać o wszystkim i zawrzeć to w rozsądnej ilości zadrukowanych kartek papieru. Dlatego często przygotowując się do wyjazdu korzystam z internetu: jest to kopalnia wiedzy, teksty są często tworzone przez miejscowych – najlepszych specjalistów w danej dziedzinie, dla których „atrakcja turystyczna” jest często tuż za płotem. Wbrew pozorom bardzo trudno dotrzeć do takiej wiedzy. Internet to studnia, która przyjmie wszystko. Stąd na pęczki „przewodników”, „poradników”, „praktyczników”. Teksty takie, niekiedy firmowane przez lokalne władze o zgrozo, dostarczają zdawkowych wiadomości, niczego nowego nie wnoszą, powielają w kółko ten sam schemat i w rezultacie tworzą płaski, jednostronny obraz danego miejsca, a potencjalny turysta od razu wyrabia sobie konkretną opinię. Przeważnie niesłuszną. Zupełnie tego nie potrafię pojąć, że portal turystyczny zamiast przyciągać odstrasza. Czasem jest wręcz odwrotnie: informacyjny overload. Aż oczy bolą. Jakiś dziwnym trafem ja nadal nie wiem jak bez samochodu się gdzieś dostać.

Rozkładam wtedy ręce w geście bezradności, zasiadam przed ekranem i…. jeżdżąc myszką po wirtualnej mapie mozolnie studiuję jak dojechać, gdzie przystanek, którym szlakiem pójść. Bo któż z mądrych ludzi na górze traciłby czas na takie rzeczy. Dla mnie superistotnych. Nikt przecież nie chce by go noc zastała na szczycie góry. Ot taki detal.

OK, może jestem wymagająca, ale czy nie fajnie by było otworzyć jakiś przewodnik czy stronę i móc zasiąść z kubkiem kawy w dłoni, przeczytać o wszystkich możliwościach i dobrać coś według swoich upodobań i możliwości kondycyjnych? Bo ktoś zrobił wysiłek, żeby zebrać informacje w jednym miejscu. Piszę więc w ten sposób jak sama chciałabym móc czytać. A jak to komuś w czymkolwiek dopomoże, będzie mi miło.

Nie ukrywam też, że inspirują mnie ludzie. Jak słyszę „To tylko ruiny. Nie warto tam iść”, krew się we mnie gotuje. Oczywiście przyjmuję fakt, że nie każdy interesuje się archeologią, historią, legendami czy turystyką religijną, ale nie mogę być obojętna wobec „ociężałości” jak nazywam ten stan umysłu. I był człowiek gdzieś, może nawet zapłacił za bilet wstępu, pokręcił się, cyknął fotę na Fejsa, i może powiedział znajomym „byłem tam”. Ale czy wyniósł coś dla siebie? Sycyliada.pl to bunt przeciwko pokoleniu niedzielnych turystów.

Mam świadomość, że ludziom nie chce się czytać. Łatwiej zadać pytanie na grupie na FB i mieć wszystko podane na tacy. Wybaczcie szczerość. A ja i tak będę dostarczać szczegółowych danych o konkretnych miejscach, które nie zostały gdzie indziej zawarte, a mnie zafascynowały, poruszyły moją wyobraźnię. I tak… będzie długo i niepopularnie. Wbrew sztuce blogowania. Ten blog jest mój i dla mnie. Dziecko mojej kreacji.

Chcę zainspirować chociaż jedną osobę, żeby na turystyczne destynacje popatrzyła z innej perspektywy, pod innym kątem niż pozostali. Żeby do Erice nie jechać wyłącznie na ciastka Marii Grammatico, podziwiać skądinąd fantastyczne widoki czy przejść się główną ulicą miasteczka. Ile razy można o tym czytać? Do Marsali nie tylko, żeby napić się marsali. Żeby San Vito Lo Capo nie było wyłącznie nadmorskim kurortem z rzekomo najpiękniejszą plażą Sycylii, a Mozia tylko wyspą porośniętą egzotyczną roślinnością. Będzie o wszystkim tym, co warto zobaczyć na  Sycylii, trochę z innej perspektywy.

Pozdrawiam i polecam się…

Gosia z sycyliada.pl