mozia
Marsala i okolice,  Tràpani i okolice

Mozia: Manhattan starożytności

Gdy z nieporadnością dziecka usiłowałyśmy wytłumaczyć nie znając włoskiego ni w ząb, gdzie chcemy wysiąść, kierowca busika uświadomił nas, że nazwę na bilecie Sycylijczycy wymawiają [Mocja]. Pan nie uprzedził jednak do jak niezwykłej urody miejsca nas wiezie: poraziły nas pastelowe kolory nieba tego dnia, okalających salin wraz ze strzegącymi ich wiatrakami i wód laguny (fot. 1). Już sama podróż łódką na wyspę Mozia jest magicznym doświadczeniem. Jakby wsiąść do wehikułu czasu i przenieść się wiele stuleci wstecz.

mozia
Fot. 1. Wiatrak Ettore Infersa i molo na Mozię.

Mozia: informacje ogólne

Założona przez Fenicjan Motya (wł. Mozia) leży na 45-hektarowej wysepce na współczesnych mapach zaznaczonej jako Wyspa św. Pantaleona (wł. Isola di San Panteleo) i otoczona jest płytkimi wodami Laguny “Suszarnia” (wł. Laguna Stagnone), w odległości około 1 km od lądu, mniej więcej w połowie drogi między dzisiejszą Marsalą a Trapani (fot. 2).

mozia
Fot. 2. Wyspa Mozia widziana z łodzi.

Mozia: od starożytności…  

Fenicjanie lubili takie miejsca jak to ze względu na strategiczne położenie i bliskość macierzystej Afryki północnej toteż często zakładali kolonie na wyspach Morza Śródziemnego, włączając Sycylię. Motya, powstała około VIII w. p.n.e. i przypuszcza się, że początkowo “mieszkańcy” trudnili się handlem obwoźnym, a ściśle mówiąc opływowym. Mógł tu być tzw. emporion czyli swego rodzaju bazar na otwartym powietrzu, do którego przypływały statki z towarami, nie tylko fenickie. Towary na handel (kość słoniowa, alabaster, tekstylia, metale szlachetne) wyładowywano, dokonywano wymiany (choć możliwe jest, że również płacono pieniędzmi – Fenicjanie w końcu je wynaleźli), po czym zwijano wszystko po jakimś czasie i odpływano. W późniejszym okresie osada nabrała stałego charakteru i wyrosła u szczytu rozwoju na całkiem pokaźne miasto rangą nieustępujące innym koloniom fenickim na Sycylii takim jak Panormus czy Solus. Ze względu na chroniczny brak miejsca (wyspa ma zaledwie 850 m długości i 750 m szerokości) budowano do góry, o czym świadczą znaleziska archeologiczne potwierdzające, że niektóre budynki mogły być wielopiętrowe – takie drapacze chmur starożytności.

Mozia: spacerem po wyspie  

Kierując swe kroki z mola w głąb wyspy trudno wyobrazić sobie, że w czasach swej największej prosperity było to ważne centrum komercyjne. Mijając zabudowania Muzeum Whitakera (fot. 3) rozciąga się płaski teren porośnięty makią i aż dziw bierze, że Didor Sycylijski pisał o “wąskich uliczkach z przestronnymi domami o solidnej konstrukcji”, gdyż z miasta dosłownie nie pozostało nic oprócz chaotycznie porozrzucanych murków.

mozia
Fot. 3. Willa-muzeum Josepha Whitakera.

Dwa największe domostwa na wyspie umownie nazwane domem mozajek (wł. casa dei mosaici) to willa patrycjusza i sąsiednia, prawdopodobnie rzemieślnika (garncarza?). Obie ozdobione były niespotykanymi nigdzie poza Sycylią mozaikami z białych i czarnych kamyków morskich (fot. 4). Przedstawiały postaci mitologiczne oraz motywy zwierzęce (lwa atakującego byka i skrzydlatego gryfona polującego na jelenia). W przypadku obu domów zastosowano podczas budowy technikę opus africanum, w której przestrzeń pomiędzy dużymi pionowo stawianymi blokami kamiennymi wypełniano mniejszymi. Ściany pokrywano zaprawą, a wyższe kondygnacje budowano z wysuszonej gliny, co bardzo obniżało koszty.

mozia
Fot. 4. Dom mozajek.

Najprawdopodobniej głównym produktem eksportowym Motyi były tkaniny barwione purpurą, z której Fenicjanie słynęli i której wyrób zmonopolizowali. Sama nazwa Fenicjanie pochodzi z greckiego słowa “phoinix” oznaczającego “purpurę”, “szkarłat”, a miasto na wysepce u brzegów Sycylii zwano po fenicku Mtw, po grecku Motyaion czyli “wrzeciono”. Nie ma dowodów na to czy miała tu miejsce hodowla ślimaków purpurowych służących do wyrobu purpury, ale można przypuszczać, że na terenie zwanym dziś strefą przemysłową (wł. area industriale, fot. 5) mieściły się warsztaty tkackie. Znaleziono tutaj dziesiątki wygładzonych kamieni z wydrążoną w środku dziurką, przez którą przewlekano przędzę. Mogły służyć jako obciążniki sprawiające, że tkany materiał był równomiernie naciągnięty i wystarczająco zbity (fot. 6). W 2006 r. odkryto także resztki krosien tkackich. Funkcjonowały również warsztaty ceramiczne; odkryto otwory w ziemi do wypalania naczyń jak i liczne przykłady samej ceramiki np. amfory, dzbanki, talerze i lampki oliwne (fot. 7). Kwitło także szkutnictwo – kolejny konik starożytnych Fenicjan. Na północno-zachodnim krańcu wysepki znajduje się basen portowy, tzw. cothon, w którym budowano statki bądź dokonywano napraw (fot. 8). Miniaturowy model typowego statku można obejrzeć w muzeum na wyspie (fot. 9), zaś jedyną oryginalną łódź fenicką w Muzeum Baglio Anselmi w pobliskiej Marsali. Najnowsze badania rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza przeprowadzone w 2013 roku wykazały, że na środku sztucznego zbiornika mógł stać około 2,5-metrowej wysokości posąg kolosa. Fragment jego stopy na postumencie wyłowiono i wystawiono przy brzegu dla turystów (fot. 10). Pozyskiwano także sól z wody morskiej. Tradycja zachowała się do czasów współczesnych bez znaczących zmian technologicznych.

mozia
Fot. 5. Strefa przemysłowa.
obciążniki
Fot. 6. Obciążniki do przędzenia tkanin z purpury.
lampki oliwne
Fot. 7. Lampki na oliwę.
mozia
Fot. 8. Cothon czyli basen portowy.
statek
Fot. 9. Statek fenicki.
mozia
Fot. 10. Selfie z kolosem.

Społeczność miasta była otwarta i przejmowała styl życia, narzędzia i estetykę narodów z którymi handlowała. Choć nic nie wskazuje czy w Motyi zamieszkiwali Grecy lub inne narody, znaleziska dowodzą, że Fenicjanie nie opierali się wpływom obcych kultur. Wśród licznych artefaktów można odnaleźć greckie sarkofagi, charakterystyczne czarno-żółte wazy i talerze, egipskie skarabeusze etc.

Mozia: mroczne tajemnice

Jedną z największych zagadek tego miejsca jest odkrycie około tysiąca urn z prochami oraz fragmentami nadpalonych kości zwierząt ale również dzieci (fot. 11). Rytuał ofiar całopalnych z dzieci w kulturze kartagińsko-fenickiej barwnie opisał Gustaw Flaubert w powieści “Salambo”:
Tymczasem ogień z aloesu, cedru i lauru palił się między nogami kolosa. Jego długie zwinięte skrzydła zanurzały końce w płomieniach (…). Dokoła okrągłej płyty, o którą opierał stopy, dzieci owinięte w czarne zasłony tworzyły nieruchomy krąg i ramiona bożyszcza, nadmiernie długie, opuszczały dłonie aż do nich, jakby chcąc pochwycić ten wieniec (…). Dzieci z wolna wznosiły się w górę, a że dym ulatując tworzył wysokie kłęby, zdawało się z daleka patrzącym, iż nikną w obłoku. Żadne dziecko nie ruszało się. Miały związane ręce i nogi, a ciemna zasłona nie pozwalała im coś widzieć ani nie pozwalała ich rozpoznać. Spiżowe ramiona poruszały się szybciej. Już się nie zatrzymywały. Za każdym razem, gdy kładziono na nich dziecko, kapłani Molocha wyciągali nad nim rękę, by je obarczyć grzechami ludu, wrzeszcząc: „To nie ludzie, lecz woły!” i tłum (…) powtarzał: „Woły! woły!” Dewoci krzyczeli: „Panie! Pożywaj!”, a kapłani Prozerpiny, naginając się ze strachu do potrzeb Kartaginy, mamrotali formułę eleuzyjską: „Spuść deszcz, poródź!” Ofiary, ledwie znalazły się na krawędzi czeluści, znikały jak krople wody na rozpalonej blasze; i biały dym wznosił się na tle jaskrawego szkarła.

Jednoznacznie nie można stwierdzić czy faktycznie Fenicjanie by zapewnić sobie przychylność bogów (Baal-Hammon, Tanit, Moloch, Astarte) poświęcali własne dzieci. Wśród naukowców dominuje ostatnio pogląd, iż owszem mogły to być dzieci poświęcone bóstwu, ale nie żyjące lecz martwe noworodki lub przedwcześnie zmarłe. Dzięki ofierze wotywnej odradzały się w postaci nowego potomstwa rodziców. Urny z ich prochami zakopywano w ziemi wraz z amuletami, glinianymi figurkami i maskami (fot. 12), a miejsce oznakowywano stelami nagrobnymi (fot. 13). W archeologii obszar, gdzie dokonywano ewentualnych całopaleń lub ofiar z już martwych dzieci oraz chowano urny przyjęło się nazywać tophetem (fot. 14).

mozia
Fot. 11. Urna z prochami.
mozia
Fot. 12. Najsłynniejsza maska znaleziona na tophecie.
mozia
Fot. 13. Stela nagrobna.
mozia
Fot. 14. Widok na tophet

Na wschód od tophetu znajduje się inne miejsce pochówków zwane cmentarzem archaicznym (wł. necropoli arcaica, fot. 15), który na skutek rosnącej populacji miasta musiano rozszerzyć, stąd zmarłych zaczęto grzebać już poza wyspą, za wąską cieśniną, 7 km na północ od Motyi w Birgi. Około roku 397 p.n.e. w obliczu konfliktu zbrojnego z Syrakuzami część cmentarzyska zlikwidowano budując mur obronny. Zachowało się w tym miejscu około 200 grobów.

mozia
Fot. 15. Cmentarz archaiczny.

Wyspa była ze wszystkich stron otoczona megalitycznym murem długości około dwóch kilometrów, którego fragmenty dotrwały do dzisiaj wzdłuż brzegów (fot. 16). Strzegło do dwadzieścia strażnic. Były w nim dwie bramy miejskie: brama południowa (wł. Porta Sud) w bezpośrednim sąsiedztwie cothonu oraz brama Północna (wł. Porta Nord), za którą zaczynał się chodnik (obecnie pod wodą widoczny jedynie z powietrza), którym można było wjechać do miasta rydwanem oraz dotrzeć do części cmentarza w Birgi. nie wiadomo czy w starożytności znajdował się poniżej poziomu wody. według jednej teorii zamysł był celowy, by do miasta można było dostać się jedynie rydwanem o wysokich kołach. obecnie nazywa się go podwodną drogą (wł. strada sunaqua).

mozia
Fot. 16. Mur obronny.

Mozia: schyłek kultury fenickiej

Życie fenickich kobiet tkających w ciemną noc przy świetle lampek oliwnych, dzieci biegających po ulicach, i mężczyzn budujących łodzie, by wypłynąć w morze na połów czy handel toczyło się spokojnie przez setki lat, do czasu, gdy tereny zachodniej Sycylii stały się około 415 r. p.n.e. obiektem zainteresowań Ateńczyków. Z pomocą w 409 r. p.n.e. przybyła flota kartagińska pod wodzą króla Hanibala Mago, która ulokowała się w zatoce dookoła wyspy. Druga wyprawa, tym razem Hamilkara w 407 r. p.n.e., doprowadziła, że Motya razem z miastem Panormus stały się miejscem permanentnego stacjonowania statków floty Kartaginy. Gdy tyran Syrakuz, Dionizjusz I, zbudowawszy państwo na wschodzie Sycylii zapragnął wyprzeć Kartagińczyków z ich terytorium, nadeszły ciężkie czasy dla mieszkańców wysepki. W 398 r. p.n.e (397 według innych źródeł) Dionizjusz z 80-tysięczną armią i z 700 statkami wyprawił się na Motyę. Według doniesień kronikarzy, po raz pierwszy w historii w oblężeniu zastosowano katapulty (fot. 17). Przewaga Syrakuzan była duża, sytuacji nie zmieniła nawet organizowana z Kartaginy pomoc Himilkara.  W końcu Grekom udało sie w nocy wedrzeć do miasta. Opis historyczny mówi o heroicznych walkach o każdy dom i ulicę. Niestety doszło do okrutnej rzezi ludności wbrew rozkazom Dionizjusza, który nakazał brać jeńców. Mimo, że Hamilkarowi udało sie rok później ze 100-tysięczna armia odbić Motyę, nie podjęto odbudowy. Co gorsza, zniszczone miasto stało się zródłem budulca dla rosnącego w pobliżu Lilybaeum (dzisiaj Marsala).

oblężenie miasta makieta
Fot. 17. Zdobycie Mothyi przez tyrana Syrakuz Dionizjusza I.

Na kilka wieków Motya zniknęła z przekazów historycznych. Wiadomo, że uprawiano na niej ziemię. Istniała też mała wioska rybacka. Są informacje o budowie bizantyjskiej świątyni chrześcijańskiej. W XI w. wprowadzili się na wyspę bazylianie i zbudowali swój klasztor. Z tamtych czasów pochodzi obecna nazwa wyspy – San Pantaleo, chociaż w świadomości współczesnych Sycylijczyków nadal funkcjonuje stara. Ożywienie nastąpiło dopiero w 1888 r., kiedy wyspę zakupił spadkobierca fortuny winiarskiej, na stałe osiadły na Sycylii ornitolog z zachodniego Yorkshire, Joseph Isaac Spandafora Whitaker (fot. 18). By swobodnie oddawać się swojej pasji – archeologii, Whitaker wybudował na wyspie wille w stylu edwardiańskim, w której zamieszkał wraz z żoną Tiną Scala i dwiema córkami. Giuseppe lub Pipowi, jak go swojsko i pieszczotliwie nazywali mieszkańcy okolic, zawdzięczamy uratowanie ogromnej ilości artefaktów, które w bestialski sposób niszczono i grabiono samowolnie w czasach domorosłej archeologii. O pracy, jaką wykonał Whitaker można poczytać w książce, jaką wydał w 1921 roku. Po śmierci Josepha w 1936 roku, wyspę odziedziczyła jego córka Dalia, a po jej śmierci w 1975 roku opiekę wyspie zapewnia Fundacja im. Josepha Whitakera. Urządzono tu klimatyczne mini-muzeum (wł. Museo Whitaker), gdzie w przepięknych zabytkowych gablotach z drewna można podziwiać owoce wykopalisk (fot. 19). Dumą tego miejsca jest marmurowa rzeźba Młodzieńca w tunice (wł. Giovinetto in tunica, fot. 20) wykopana w rejonie “Cappiddazzu” w 1979 roku. Teorii na temat kogo przedstawia jest tyle ilu naukowców: być może jest to fenicki bóg Melkart, grecki efeb czyli młokos po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej poprzedzającej nadanie pełnego obywatelstwa, woźnica, który wygrał wyścigi rydwanów, wysoki rangą urzędnik, lokalny arystokrata lub heros. Kogokolwiek wyobraża, robi ogromne wrażenie za sprawą ogromnego kunsztu, z jakim oddano detale ludzkiego ciała, choć młodzianowi brakuje obu ramion, kawałka twarzy i genitaliów. Postać poraża subtelnym erotyzmem – szata jakby przywiera do spoconego ciała. Wystawiony był w domu prywatnym lub na mothyańskiej agorze. Na czas Olimpiady letniej w Londynie w 2012 r. został wypożyczony przez British Museum i zrobił niemałą furorę, jest bowiem rzadkim przykładem pracy ze szkoły Fidiasza i może się równać jedynie z rzeźbami bogów z greckiego Panteonu.  

giuseppe whitaker
Fot. 18. Popiersie Jospeha “Pipa” Whitakera.
muzeum
Fot. 19. Gabloty w muzeum.
mozia
Fot. 20. Młodzieniec w tunice.

Mozia: … do teraźniejszości 

Whitakerowie nadal mieszkają na wyspie, przesiadują zazwyczaj na ławeczce w ogrodzie angielskim. Jest tu piesek, maskotka turystów odwiedzający wyspę, mała kapliczka, a nawet gaj oliwny i winnica. Trzeba uczciwie przyznać, że nie znaleziono jeszcze atrakcyjnego sposobu, żeby zaprezentować ogromne bogactwo tego miejsca, a Mozia jest jak studnia bez dna – wiele tu pozostało do odkrycia. Jakość dostępnej informacji pozostawia wiele do życzenia. Tablice poglądowe pochodzą z różnych okresów wykopalisk, są poobdzierane, wyblakłe, nieczytelne, a miejscami w ogóle ich nie ma. Niech to jednak nikogo nie zrazi: jest moc w [Mocji] (gra słów zamierzona) – tu mówi każdy kamień, każda ścieżka, każdy zakurzony eksponat.

Mozia: wiadomości praktyczne

Transport do przystani
Autobusem miejskim nr. 4 z dworca autobusowego na Piazza del Poppolo w Marsali. Rozkłady jazdy dostępne pod adresem: gminy Marsala. Pociągiem na trasie Trapani-Castelvetrano-Trapani do miejscowości Spagnuola (nie wszystkie pociągi), ze stacji piechotą ok. 3 km: www.trenitalia.com

Transport na wyspę

Mola na Mozię są dwa. Z mola przy wiatraku Ettore Infersa (widoczny z daleka) odpływają co 15-30 min. stateczki przewoźnika Mozia Line. Bliższe informacje na stronie: www.mozialine.com. Bilet tam i z powrotem w cenie 5 euro (rok 2014). Firma organizuje również wycieczki łodzią dookoła laguny. Drugie molo, ok. 1 km dalej w stronę Marsali jest historyczne. Operuje tu firma Arini e Pugliese: www.ariniepugliese.com

Wstęp na wyspę kosztuje 9 euro, bilet uprawnia do zwiedzania Museo Whitaker.
Dla miłośników kultury antycznej i archeologów polecam posty o: